Tragiczna śmierć, syn alkoholik. Tak wygląda grób gwiazdora PRL [WIDEO] mga 2020-11-07 5:44. Czy ten artykuł był ciekawy? Władze państwowe nie zgadzały się na uroczystości
Podczas silnych mrozów temperatura naszego ciała co godzinę spada o 2 st. C. To zastraszające tempo, bo już przy wychłodzeniu organizmu do 24 st. C. może dojść do śmierci. Śmierci, której jesteśmy nieświadomi, bo człowiek w stanie hipotermii czuje rozchodzące się po organizmie ciepło. Odmrożenia | Nick_Thompson / iStock.
Zostałam wysłuchana przed zakończeniem. Trzeźwości w jego życiu było mało, pil ze swoją rodzina, w ciągu jednego roku trzeźwych dni uzbierało się w sumie dwa miesiące, a później było coraz gorzej, prawie non stop pił. Wiele osób go skreśliło nie dając szans na cokolwiek. A ja bałam się ze w końcu zapije się na śmierć.
Skupiamy się wtedy na tym, co zrobiłeś - przeniosłeś go - a nie to, co zrobił, co zanika. Jeśli w tej sytuacji budzi się rano na trawniku z sąsiadami wyjrzałem przez okno, i przychodzi do domu, podczas gdy ty i dzieci z radością jecie śniadanie, on zostaje, by stawić czoło bólowi. Pozostaje mu tylko własne zachowanie.
– Jak chcesz się zachlać na śmierć, zrób to tam, gdzie ani ja, ani Gosia nie będziemy tego widzieć. Gosia miała wtedy trzy lata i, szczerze mówiąc, jej istnienie niespecjalnie przebijało się przez alkoholowe opary spowijające mój mózg, moje serce i moje sumienie.
Na tym etapie alkoholik jest na początku drogi do uzależnienia i jeszcze nie wie, do czego to może prowadzić. Picie w towarzystwie pomaga rozładować napięcia i poprawić samopoczucie. Na tym etapie spożywanie substancji alkoholowych może wydawać się bardzo przyjemne , dlatego podświadomie zaczyna się szukać i wyczekiwać sytuacji
Zapis na wypadek śmierci nie zalicza się do spadku . W pierwszej kolejności, warto zwrócić uwagę, że dyspozycja na wypadek śmierci (zapis na wypadek śmierci) nie jest instytucją prawa spadkowego. Właśnie dlatego informacji na temat tego rozwiązania nie znajdziemy w kodeksie cywilnym jako ustawie regulującej zasady spadkobrania.
Osoba uzależniona często okłamuje żonę, aby osiągnąć swój cel i móc się ponownie napić alkoholu. Kiedy żona zastanawia się, czy alkoholik ją kocha, pojawiają się kłamstwa, obietnice, groźby i próby wzbudzenia współczucia. Alkoholik próbuje przełożyć odpowiedzialność za swój nałóg na bliskie mu osoby.
Baliśmy się, że zapije się na śmierć. Tak też chciał zrobić. Następnego dnia po tym jak dowiedziałem się o wypadku, podjąłem decyzję, że bez pomocy nieba nie damy rady i zacząłem odmawiać. Brat był bliski zejścia z tego świata, lekarze po tym maratonie stwierdzili, że jego wyniki były tak marne, że to cud, że żyje. Na
Tutaj pomocne będzie skontaktowanie się z terapeutą ds. uzależnień, który pomoże i nakieruje tok rozmowy, tak aby była ona, jak najbardziej skuteczna. 2. Rozmowa musi być przeprowadzona w momencie, kiedy alkoholik jest trzeźwy. Należy starać się zachęcić do dialogu tak, aby nie robić tego pod przymusem.
lmxW. W czasie pandemii pije się jeszcze lepiej. Nie ma szefa, który każe chuchnąć, jest za to lęk o przyszłość. Co szkodzi wziąć piwo już do obiadu? Nastąpiło nieznane dotychczas umasowienie picia i społeczne na to przyzwolenie. Polacy piją alkohol jak wodę, oranżadę, napoje chłodzące – mówi prof. Marcin Wojnar, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrycznej na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie. Główny Urząd Statystyczny właśnie podał, że w roku 2019 Polak wypił 9,78 litra alkoholu w przeliczeniu na czysty spirytus. To o 0,23 litra więcej niż rok wcześniej, największy przyrost od kilku lat. – Ale wie pan, co jest najgorsze? Że państwo nic sobie z tego nie robi. Przywiązanie do alkoholu w Polsce przypomina przywiązanie do broni w USA, jest jakimś narodowym mitem, gwarantem wolności. Nie wyobrażamy sobie, żeby państwo mogło zaingerować w ograniczenia sprzedaży. A to duży błąd.
Alkoholizm to proces, który ma swoją dynamikę i przebiega etapami. Początki alkoholizmu, czyli faza ostrzegawcza, mogą być subtelne i prawie niezauważalne. W każdej kolejnej fazie choroby alkoholowej objawów przybywa i stają się one coraz bardziej nasilone. Często osoby dotknięte problemem alkoholowym zwlekają z rozpoczęciem terapii leczenia uzależnień aż do momentu, gdy alkohol całkowicie zniszczy życie nie tylko im, ale również bliskim. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że niepodjęte leczenie w ostatniej fazie alkoholizmu może prowadzić nawet do śmierci. Dziś opisujemy, jak rozpoznać ostatnie stadium choroby alkoholowej. Zapraszamy do lektury. Faza przewlekła (chroniczna), czyli ostatnie stadium alkoholizmuPo czym rozpoznać ostatni etap alkoholizmu? Objawy Ostatnie stadium choroby alkoholowej – do czego może doprowadzić?Kiedy alkoholik zapije się na śmierć? Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej Leczenie alkoholizmu w Ośrodku Nowe Życie w KrakowieOstatni etap rozwoju alkoholizmu to faza przewlekła, zwana również chroniczną. Na tym etapie spożywanie alkoholu zaczyna być ciągłe, a pierwszą dawkę alkoholu przyjmuje się już każdej kolejnej fazie alkoholizmu objawów przybywa. Picie bez przerwy, w nieustannym ciągu może w końcu doprowadzić do śmierci alkoholika. Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej wymaga nie tylko motywacji pacjenta, ale również wsparcia ze strony rodziny i bliskich. Faza przewlekła (chroniczna), czyli ostatnie stadium alkoholizmuFaza przewlekła, zwana również chroniczną, to ostatnie stadium choroby alkoholowej. Charakteryzuje się tym, że picie zaczyna być ciągłe i nieprzerwane – alkoholik potrafi upić się nawet kilka razy w ciągu dnia, w zasadzie w ogóle nie trzeźwieje. Pije niemal bez przerwy, a pierwszą dawkę alkoholu przyjmuje już rano. Upija się w domu, pracy, u znajomych, a nawet na ulicy. Giną u niego resztki wstydu. W fazie przewlekłej pojawia się bardzo wyraźne obniżenie tolerancji na alkohol – już kilka kieliszków wystarczy, aby alkoholik upił się do nieprzytomności. Zdarza się, że na tym etapie uzależniony sięga nie tylko po typowe trunki, ale z braku pieniędzy, na przykład pije denaturat. Leczenie alkoholizmu w ostatnim stadium choroby. Zapewniamy pobyty stacjonarne i leczenie ambulatoryjne. Jeśli chcesz uzyskać więcej informacji, zadzwoń pod numer 504 106 335 Po czym rozpoznać ostatni etap alkoholizmu? Objawy Charakterystyczne objawy ostatniego stadium choroby alkoholowej, czyli fazy przewlekłej, to nasilone objawy zespołu abstynenckiego, do których zalicza się:bóle głowy;osłabienie:nudności i wymioty;wahania nastroju;zaburzenia snu;kołatanie serca;poty;lęki;psychoza alkoholowa (zespół Otella).Gdy picie staje się rytuałem, codzienne czynności zaczynają się ograniczać jedynie do spędzania czasu w towarzystwie kieliszka. Na drugi plan schodzi życie rodzinne, praca, przyjaciele. Wszystko zaczyna koncentrować się wokół alkoholu. Bardzo często zdarza się również, że alkoholikowi w ostatnim stadium choroby alkoholowej towarzyszy depresja. Depresja alkoholowa jest trudna do wyleczenia, ponieważ wiele jej objawów jest silnie związanych z objawami alkoholizmu, a leczenie depresji alkoholowej wymaga leczenia również samego uzależnienia. Ostatnie stadium choroby alkoholowej – do czego może doprowadzić?Długotrwałe picie prowadzi do całkowitego wyniszczenia organizmu i szeregu dolegliwości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Jedną z chorób będących następstwem wieloletniego picia jest amnezja alkoholowa, czyli luki w pamięci. Pacjenci z psychozą Korsakowa są zupełnie zdezorientowani, mają problemy z przypomnieniem sobie informacji, nie mają świadomości tego, jaki jest dzień tygodnia, miesiąc, rok. Luki w pamięci są tak ogromne, że często towarzyszą im nieprawdziwe opowieści, które nie są jednak celowymi kłamstwami. Długotrwałe opilstwo wywołuje całkowitą degradację, osłabia procesy myślenia, wyniszcza organizm, a w skrajnych przypadkach prowadzi również do śmierci. Kiedy alkoholik zapije się na śmierć? Gdy się alkoholizmu nie leczy, jego skutki mogą być opłakane. Spożywanie alkoholu w dużych ilościach prowadzi do marskości wątroby. Śmierć alkoholika to bardzo często następstwo tego, że nerki, wątroba i serce przestają pracować. Dzieje się tak dlatego, że alkohol przyczynia się do nadciśnienia tętniczego i znacznie osłabia krążenie. Śmierć przez alkohol ma również miejsce wtedy, gdy alkoholik zamarznie – wskutek wychłodzenia organy przestają pracować i w efekcie może dojść do śmierci alkoholika. O nadchodzącym zagrożeniu może on być zupełnie nieświadomy, bo po przenikliwym zimnie i drętwieniu kończyn nadchodzi błogie ciepło. Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej Leczenie alkoholika w ostatniej fazie choroby alkoholowej wymaga silnej motywacji i dużej asertywności. By pomóc alkoholikowi na tym etapie, prawie zawsze niezbędna jest reakcja otoczenia – trzeba zmusić chorego do skonfrontowania się ze skutkami uzależnienia. Niestety, bez skutecznej terapii leczenia alkoholizmu nie ma szans, by skończyć z nałogiem. Leczenie alkoholizmu w Ośrodku Nowe Życie w KrakowieNasz ośrodek leczenia alkoholizmu Nowe Życie to miejsce, w którym osoby z problemem alkoholowym mogą liczyć na profesjonalną pomoc w walce z nałogiem. Wieloletnie doświadczenie w zakresie leczenia alkoholizmu przekłada się na efektywność i skuteczność terapii. W ośrodku odwykowym Nowe Życie opieką otaczamy nie tylko alkoholików, ale również ich rodziny i bliskich – prowadzimy konsultacje rodzinne, terapie małżeńskie oraz terapie dla DDA. Źródła:,,Alkoholizm. Mianownictwo, rozpoznanie, leczenie i zapobieganie”, J. SKALA, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1966. ,,Alkoholizm: teorie, badania, implikacje społeczne”, R. Dobrzeniecki, T. Kruszewski, W. Szczęsny, A. Zaleś, Oficyna Wydawnicza Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku, 2013.
Jolanta Tęcza-Ćwierz Nigdzie nie mogę mieć nawet kropli alkoholu, bo jak go poczuję, zamienię się w kogoś kim byłem, kiedy miałem go zawsze wokół siebie dużo, a w sobie bardzo dużo - pisze Jakub Zając Właśnie ukazała się jego debiutancka powieść „Halt. Zapiski z domu trzeźwienia”, w której opowiada o uzależnieniu i drodze do trzeźwego życia. Kim jest alkoholik? Człowiekiem, który ucieka. Alkoholik to osoba zalękniona, niestabilna emocjonalnie i niedojrzała. Choroba alkoholowa jest skutkiem czegoś. Sam problem leży gdzieś głębiej. Pisze pan, że alkoholizm to choroba ciała, umysłu i ducha. Co u pana najbardziej szwankowało? Emocje. Zawsze się wszystkim martwiłem, przede wszystkim tym, że nie jestem wystarczająco dobry w jakiejkolwiek dziedzinie. Mam obsesję bycia najlepszym we wszystkim. Jestem też osobą maniakalnie uporządkowaną. Zawsze działałem według rytmu, schematycznie. Alkoholizm najpierw zburzył ten plan, spowodował rozchwianie mojej emocjonalności, a potem pozwolił utrzymywać się w stanie niemyślenia o planie. Jak przebiega sinusoida emocji u osoby uzależnionej od alkoholu, świetnie wyjaśnia prof. Wiktor Osiatyński. Osoba funkcjonująca w równowadze emocjonalnej, spokojna i neutralnie zadowolona z tego, co ją otacza, ze swojego stanu ducha i ciała, jest na linii stabilnych emocji. Kiedy doświadcza czegoś nieprzyjemnego, spada na minus pięć, a kiedy dostanie podwyżkę w pracy-osiąga plus trzy. Tymczasem osoba uzależniona od fizjologicznego wpływu alkoholu ma uszkodzony mózg, wskutek spustoszeń, które substancja ta sieje w organizmie. Wtedy najdrobniejsze uchylenia od normy objawiają się skokami: plus piętnaście, minus szesnaście. Jak alkohol wpływał na pana uporządkowany świat? Dawał mi spokój i sen. Za mną bardzo trudne lata związane z osobistymi przeżyciami. Nie potrafiłem się odnaleźć, ani poradzić sobie z nimi. Dlatego wprowadziłem się w stan dużego przygnębienia, leczyłem się psychiatrycznie na depresję. Zdiagnozowano u mnie początek choroby dwubiegunowej. To mnie trochę przestraszyło. Przyjmowałem leki, ale najlepiej działał alkohol. Zacząłem łączyć lekarstwa z alkoholem, co spowodowało całkowity brak orientacji w tym, co się ze mną dzieje. W pewnym momencie nie wytrzymałem, i coś się we mnie urwało. Powiedziałem sobie, mam to wszystko gdzieś, cały ten porządek i plan. Chciałem się zapić na śmierć. Kiedy się pan zorientował, że jest na najlepszej drodze do uzależnienia? Jakieś dziesięć lat temu w internecie zrobiłem sobie test pod tytułem: jak często i w jakich sytuacjach spożywasz alkohol? To było po którymś z kolei kilkudniowym piciu. Wynik testu brzmiał: zatrzymaj się, to zmierza w złą stronę. Jakiś czas później już nie musiałem robić testu. Próbowałem sobie przypomnieć jakieś miejsce, w którym nie spożywałem alkoholu. Nie znalazłem takiego. Zaspokojenie pewnej potrzeby jest silniejsze, niż cokolwiek innego. Na tym to właśnie polega. Chociaż racjonalnie, w momentach oprzytomnienia, wydaje się to całkowicie absurdalne, bez sensu, i doskonale zdawałem sobie sprawę, że donikąd nie prowadzi, tylko do pogorszenia mojego stanu, bo następnym razem będę musiał wypić więcej. Jednak zaspokojenie tej potrzeby usuwa sprzed oczu wszelkie racjonalizacje. A pamięta pan ten pierwszy raz, kiedy się pan tak na serio upił? Nie. Pewnie było to z kolegami z klubu piłkarskiego, miałem 14, może 15 lat. Co pan wtedy myślał o sobie? Nie wydawało mi się to niczym specjalnym. Wszyscy dookoła pili. Ja również. Piłem od najmłodszych lat. Alkohol był cały czas i wszędzie. Czy jest różnica między alkoholikiem a pijakiem? Pan Maciej Maleńczuk śpiewa, że „pijus krzyczy: polej, pijak prosi: nalej”. Pijus pije, bo lubi, chce się dobrze bawić i dobrze czuć. Alkoholik (którego ja podstawiam pod Maleńczukowego pijaka) pije, żeby się czuć normalnie, żeby się przywrócić do normalnego funkcjonowania. To nie jest tak, że alkohol dla alkoholika jest trucizną. On jest lekarstwem. Zbawieniem. Przywraca równowagę emocjonalną, fizyczną, pozwala normalnie funkcjonować. Gdybym w pewnym momencie nie napił się rano, po przebudzeniu, to bym się nie podniósł z łóżka i nie poszedł do pracy. Oczywiście pijany. Tylko co to znaczy pijany? Tolerancja spożywania alkoholu w moim przypadku bardzo wzrosła. Trudno powiedzieć, kiedy znajdowałem się w stanie rzeczywistego upojenia alkoholowego, tak jak je rozumiemy, że komuś się plącze język, zatacza się, przewraca. Aby doprowadzić się do takiego stanu, musiałbym wypić bardzo dużo albo pić przez kilka dni. W moim przypadku spożywanie alkoholu było metodyczne. Miałem swoje trasy do sklepów, określone godziny i dawki. Spożywałem takie ilości alkoholu, które pozwalały mi normalnie funkcjonować. Brzmi to tak, jakby pan miał wszystko pod kontrolą. Do pewnego momentu picie pozwalało mi w miarę stabilnie funkcjonować, ale ostatnich kilkanaście miesięcy tego ciągu nie było pod moją kontrolą. Aby wyjść z alkoholizmu, trzeba dotknąć dna? Osoby, które nazywam guru alkoholizmu, mówią, że każdy ma granicę, po przekroczeniu której się reflektuje, że coś zawalił, coś poszło nie tak. Do jego zakłamanej samoświadomości dociera prawda z nutką obiektywizmu. Osoby uzależnione pracują na swoją chorobę wiele lat. Trzeba być kretynem, aby nie uświadomić sobie, że jeśli spożywa się półtora litra wódki dziennie, albo wypija 20 piw, jak to było w moim przypadku, to coś jest nie tak. Do tego nie trzeba specjalnej racjonalizacji, tyle że nie ma to przełożenia na działanie. Dolegliwości zespołu abstynencyjnego powodują takie stany psychiczne i fizyczne, które każą wracać do picia. Pierwsza rzecz to świadomość. Druga -to podjęcie działania. Do tego musi być bodziec. Co nim było dla pana?Byłem przekonany, że niemal tygodniowa wizyta w szpitalu psychiatrycznym jest moim dnem. Nie była. Trzy czy cztery dni później niczym wielkim nie wydawało mi się sięgnięcie po alkohol. A co zadziało? Spojrzenie w oczy mojego o 12 lat młodszego brata. Przyjechał po mnie na krakowskie Planty. Byłem w strasznym stanie. I zobaczyłem w jego oczach strach. Już nie był smutny, ani zły na mnie, tylko był przestraszony. Przypomniałem sobie wtedy wszystkie chwile, kiedy go prowadziłem do przedszkola, usypiałem, gdy był małym chłopczykiem. Pomyślałem, że coś jest nie tak. To ja powinienem pomagać rękę młodszemu. To spojrzenie i ta myśl były dla mnie gorsze, niż historie, które znamy z opowieści alkoholowych: obleśnych, obrzydliwych. Następnego dnia udałem się do ośrodka odwykowego. Trafił pan na terapię i napisał o tym książkę. Nie jest to jednak opowieść o piciu i wychodzeniu z niego. Pomysł napisania książki nie był mój. Książka powstała jako praktyka terapeutyczna i zalecenie, które w pierwszych tygodniach zlekceważyłem, jednak później, kiedy zorientowałem się, co się ze mną dzieje, uznałem, że warto łapać się wszystkiego. Pomysł napisania książki to podpowiedź, którą otrzymałem od właściciela ośrodka - trzeźwego alkoholika. Wręczył mi broszurkę pt. „Medytacje. Dzień po dniu” i polecił, abym prowadził dzienniczek głodu alkoholowego. Ci, którzy przeszli odwyki, detoksy, wiedzą, co to jest. Podczas terapii codziennie wieczorem należy podsumować dzień i zaplanować następny tak aby nastawić się pozytywnie do tego, co mamy zrobić. Nie należy myśleć o niczym innym, tylko o tym, żeby ten następny dzień przeszedł pomyślnie, żeby być trzeźwym. Chodzi o leczenie się małymi krokami, każdego dnia. Krzysiek napisał mi w tej broszurce: „Jakubie, zastanów się, czy to, co robisz dzisiaj, przybliża cię do tego, co chcesz robić jutro.” To proste zdanie uzmysłowiło mi, że chciałbym pisać. Więc zacząłem pisać książkę. Cytuję: książka to literackie zejście do alkoholowej studni pamięci. Co pan znalazł na jej dnie? Małego, smutnego, niezadowolonego z siebie chłopczyka, ukrytego w śmiałym, pewnym siebie, od czasu do czasu eleganckim młodym mężczyźnie. Potrafię pozować. Ukrywać, że jestem niepewny. Ale każdy ma jakiś brak, który mu musi wystarczyć. Głód, którego się nie da nasycić i przestrzeń, której nie da się wypełnić. I z tym sobie trzeba poradzić. Mam czarną chmurę, która unosi się nade mną i stale muszę ją od siebie odganiać. Co panu pomaga? Plan. Schemat i rutyna. Siatka nawyków. Postępowanie według ustalonego rytmu. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem, bo mogę się położyć i spać. Przez 9 lat nie mogłem normalnie zasnąć. Śpi pan spokojnie, bo... ...działam według planu. Wstaję o konkretnej porze, robię określoną liczbę pompek, przysiadów, podciągnięć. Potem prowadzę lekcje z uczniami, później piszę, przeglądam strony internetowe, do kogoś dzwonię, spotykam się. Dla kogo jest ta książka? Dla wszystkich, którzy chcieliby siebie poprawić. Stać się lepszymi. Dla wszystkich, którzy mają w sobie niezgodę na siebie i chcieliby się temu poczuciu przyjrzeć.
Szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Pił praktycznie na każdym dyżurze, od lat. Tamtej nocy z nerwowej, pijackiej drzemki wyrwała go pielęgniarka: panie doktorze, dźgniętego nożem w brzuch przywieźli. Był wściekły. Zaraz idę. Przemył twarz, sięgnął do biurka po butelkę i z gwinta pociągnął spory łyk. I drugi, na zapas. Trzeci, żeby już skończyć flaszkę. Odświeżacz do ust, listek gumy do żucia. Kiedy stanął przy stole operacyjnym, pamięta, instrumentariuszka jakby ociągała się z podaniem mu skalpela. I wtedy urwał mu się dnia szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Wyzwał pan instrumentariuszkę od kurew, popchnął pan pielęgniarkę i rozbił jej głowę. Wyrywał się pan i kopał ochroniarzy, kiedy wyprowadzali pana z sali operacyjnej. Oddziałowa musiała dzwonić po zastępstwo, operacja rozpoczęła się z dwugodzinnym opóźnieniem, co zagrażało życiu pacjenta – wyliczał panice zadzwonił do Oli, instrumentariuszki. Potwierdziła słowa szefa. On dobrze ci radzi – mówiła – idź na ten odwyk. Chyba żartujesz – on na to i pomyślał, że najlepsza koleżanka też jest przeciwko niemu. Ja nie jestem żadnym alkoholikiem, degeneratem, który żłopie denaturat, bije żonę, przepija każdy grosz, trafił do rynsztoka i potrzebuje leczenia do domu kupił pół litra i schował do teczki. Żona już wiedziała. Idź, mówiła, na ten odwyk, ja sobie z dziewczynkami poradzę. I ty przeciwko mnie? – wywrzeszczał. – Dlaczego wszyscy się na mnie uwzięli?Zamknął się w swoim gabinecie i zaczął pić. Przez następne dni wychodził z domu już tylko po wódkę i popitkę. Którejś nocy obudziły go kroki i szepty z kuchni. Anka sprowadziła na mnie policję – pomyślał. Ale w kuchni nikogo nie było. Strzelił lufę, położył się i wtedy usłyszał te głosy. Jakieś obce istoty wwiercały mu się w mózg i chciały nim zawładnąć, ubezwłasnowolnić go. Kiedy z trudem się bronił – odchodziły, gdy przestawał – zaraz wracały. Nie miał już siły. Zerwał się zlany potem. Przestraszył się tych głosów na tyle, że sam zgłosił się na detoks. Podświadomie chciał, żeby klamka zapadła. Ale dalej odsuwał od siebie odpowiedzialność; niech szef, żona, koledzy wiedzą, co mi zrobili, niech oni się wstydzą. Dziesięć dni później kolega odwiózł go do Łukowa na oddział odwykowy. Choroba zaprzeczeń O tym wszystkim Rafał, 45 lat, chirurg, opowiada w siódmym tygodniu terapii. Kiedy siedem tygodni wcześniej, zaraz po przyjęciu na oddział, poprosiliśmy go – zapewniając anonimowość – o rozmowę na temat jego choroby, był jednym z trzech pacjentów, którzy odmówili. Chodzi nam, przekonywaliśmy, aby uchwycić zmiany, jakie zachodzą w ludziach między pierwszym a ostatnim dniem terapii. Chcemy odnotować, co w tym czasie się zmieni w ich postawie, myśleniu, stosunku do własnego uzależnienia, do siebie. – Ale ja nie jestem alkoholikiem – bronił się. – Do przyjścia tutaj zmusili mnie groźbami szef i żona.– Bo to choroba zaprzeczeń – tłumaczyła Halina Ginowicz, nazywana tu przez wszystkich Halinką, psycholog, zastępca ordynatora. – U Rafała to kliniczny przykład działania mechanizmu iluzji i istotą jest myślenie magiczno-życzeniowe; zakłamywanie przeszłości poprzez koloryzowanie wspomnień alkoholowych i zapominanie o przykrych konsekwencjach picia, zaprzeczanie i minimalizowanie własnego alkoholizmu, usprawiedliwianie picia oraz obwinianie o to pacjentów łatwo rozpoznać. Zgięci, skuleni, zamknięci w sobie. Głowa opuszczona, wciśnięta w ramiona. Zawstydzeni, zaniepokojeni, małomówni, niepewni siebie. Unikają patrzenia w oczy. Często przyjmują postawę obronną: – Żona mi przemoc zrobiła – tłumaczył pierwszego dnia swoją obecność na odwyku Karol, 43 lata, mechanik samochodowy.– To jednak nie żona biła ciebie, ale ty ją – zmusza do spojrzenia prawdzie w oczy Halinka – i sąd postanowił: odwyk albo do więzienia. Wybrałeś odwyk.– Ale ja jej nie biłem. Ona po prostu ma takie ciało, że jak ją dotknąć, to od razu ma siniaki – zaprzeczał i odsuwał od siebie bolącą prawdę. – Chciałem ją tylko przesunąć od drzwi, a ona z najstarszą córką zaraz po policję. No i tu mnie wsadziły, mimo że nie jestem alkoholikiem, bo kiedy chcę, to piję, a jak nie chcę, to nie piję. Choroba kontroli Alkoholizm to także, a wielu twierdzi, że przede wszystkim – choroba kontroli. Uzależniony nie potrafi wypić kieliszka i podziękować za kolejnego. On pije do oporu, póki nie skończy się trunek albo nie padnie. Przestaje się liczyć praca, rodzina, zdrowie. Alkohol panuje nad jego życiem. Kiedy następnego dnia obudzi się z potężnym kacem i gigantycznym poczuciem winy i wstydu – musi złagodzić ból. Jedynym i sprawdzonym sposobem jest zaklinowanie. „W którymś momencie – pisze Anna Dodziuk w książce „Trudna nadzieja” – wytwarza się błędne koło, stanowiące – jak myślę – istotę uzależnienia od alkoholu: człowiek pije, bo to uwalnia go od uporczywego poczucia winy i wstydu, a jego picie staje się przyczyną coraz to nowych kłopotów, które wywołują wstyd i poczucie winy, stające się nowym powodem do picia. A więc alkoholik pije, bo nie umie żyć inaczej, nie jest w stanie wyrwać się ze spirali, która wciąga go w coraz silniejsze uzależnienie. Nikt nie wybiera nałogu, raczej staje się jego ofiarą”.– Setki razy przysięgałem sobie i żonie, że to było ostatni raz – zwierzał się pierwszego dnia Ryszard, 51 lat, oficer policji. – Sam wierzyłem, że już nigdy nie sięgnę po alkohol, bo nie umiem pić. Mijało kilka tygodni, czymś się zdenerwowałem, no i nie wiem jak, ale buty same skręcały do monopolowego.– Nie buty skręcały, tylko ty miałeś ochotę się nachlać – sprowadził go na ziemię Zbyszek, 23 lata, student, od czterech tygodni na odwyku. Bo w Łukowie grupy są mieszane: nowi pacjenci z tymi o trochę dłuższym stażu leczenia. Nowym łatwiej niż przed terapeutami otworzyć się przed takimi samymi jak oni alkoholikami. Zbyszek z kolei w takiej grupie nowicjuszy widzi siebie, swoje manipulacje i zakłamanie sprzed 4–5 wcześniej zakłamywał chęć picia tak jak dzisiaj Ryszard: „Flaszki piwa same pchały mi się w ręce – napisał w swojej pracy. – Ciągle trafiałem na okazje, imprezy, tak że trudno było odmawiać, rezygnować”.– Teraz wiem, że to ja szukałem tych okazji, alkoholowych imprez, żeby pić – mówi. Choroba podstępna Na początku terapii pacjenci dowiadują się, że cierpią na chorobę podstępną, postępującą, śmiertelną, ale nie beznadziejną. Podstępną, bo przejście od stanu, w którym alkohol jest dodatkiem do spotkania czy imprezy – do sytuacji, gdy człowiek pije w sposób niszczący siebie i innych, następuje niepostrzeżenie. Jego umysł zaczyna budować mur odgradzający go od rzeczywistości, żyje w świecie iluzji, rozpaczliwie broniąc złudzeń o własnej wartości i bo choroba się rozwija z każdym dniem picia. Śmiertelną, bo wyniszcza organizm powodując szereg schorzeń, tłumi zdolność przeżywania uczuć, uszkadza instynkt życia. Nie jest chorobą beznadziejną, bo abstynencja zatrzymuje jej rozwój. Nie ma więc alkoholików wyleczonych z choroby alkoholowej, są alkoholicy 31 lat, przez pierwsze dni nie potrafiła wyskoczyć z mundurka bizneswoman. Oprócz torby na kółkach przywiozła do Łukowa solidną, skórzaną teczkę. Na pierwszych zajęciach zjawiła się odpicowana, na szpilkach, w szarym kostiumie i bluzce z fantazyjnie zawiązanym szalowym kołnierzykiem. Mówiła, że przyszła tu dla świętego spokoju. Przez usta nie chciał jej przejść, obowiązujący tutaj, początek każdej wypowiedzi: „Na imię mam..., jestem alkoholikiem/alkoholiczką”. Na wykresie faz uzależnienia nie chciała się odnaleźć: – Nigdy nie byłam zaniedbana, brudna, nie spałam na dworcu, nie kradłam, żeby się napić, nie upijałam się do nieprzytomności, nie nawalałam w pracy, nie piłam perfum, nie mówiąc już o płynie do spryskiwaczy. Towarzysko czy dla rozluźnienia, w domu piłam wyłącznie białe, półwytrawne wino, ale dobrych marek. Sporadycznie, na imprezach, whisky.– Czy wino dobrej marki ma mniej gradusów niż sikacz? – prosto zapytał Zbyszek. – Masz się za lepszą alkoholiczkę, a przecież nie ma lepszych ani gorszych alkoholików. Bez względu na to, w jakich okolicznościach i co piliśmy, wszyscy cierpimy na tę samą innych dekoracjach, ale na tę samą chorobę cierpi Krzysiek, 28 lat, monter urządzeń elektronicznych. Pierwszego dnia był wściekły, rysy twarzy wykręcała mu złość. – Od pierwszej klasy piłem, klej wąchałem, ciotce, która mnie przygarnęła, groziłem, że jej łeb utnę – razy rozchodził się z żoną, trzy razy schodził i zawsze na zgodę robili sobie dziecko. W kolejnych pracach wytrzymywał do pierwszej wypłaty, czasem nawet wcześniej, po alkoholu rzucał się z pięściami na współpracownika albo szefa. Kilka razy wszywał sobie esperal. Dwa lata temu wyrok za pobicie policjanta. W zawiasach, ale trzeba było zapłacić grzywnę. Nie miał pieniędzy, więc dostał wezwanie, żeby odsiedzieć 20 dni. – Ale z kolegą się żegnałem, upiłem się i nie chcieli mnie wpuścić do więzienia. Po rozwodzie poszedł w wielotygodniowy cug zakończony pierwszą próbą samobójczą. – Narzędzia wtedy sprzedałem, nawet psa, członka rodziny, za 50 zł, na wódkę sprzedałem. Za łyk piwa mógłbym wtedy zabić. Potem delirka i gonienie z siekierą gospodarza, u którego wynajmował pokój. – Wydawało mi się, że to terrorysta, który porwał mojego syna i chce go zabić.– Pacjenci w stanie delirycznym, czyli z psychozą alkoholową, widzą i słyszą to, czego naoglądali się w telewizji albo przy grach komputerowych – twierdzi dr Jerzy Kamiński, dyrektor szpitala w Łukowie. – Kiedyś atakowały ich pająki, robaki, oplatały węże, teraz są to terroryści, rosyjscy mafiosi, kosmici, promienie laserów, którymi ktoś chce ich pociąć, albo czołgi, które chcą ich zmiażdżyć. Choroba bolesna Żeby pacjent przestał poprawiać przeszłość, myśleć w sposób magiczno-życzeniowy, izolować się od kłopotliwej teraźniejszości, trzeba go sprowadzić na ziemię. Zafałszowany obraz rzeczywistości mają odkłamać prace, które pacjent przygotowuje i odczytuje przed grupą. Najpierw oblicza swój litraż, czyli ilość wypitego w życiu alkoholu. Szczegółowa instrukcja pozwala wyliczyć, ile to kosztowało, ile zajęło czasu (każda półlitrówka to dwa stracone dni – pierwszy picia, drugi – kaca), jaki basen albo liczba 200-litrowych beczek by to pomieściła. Ryszarda, policjanta, najbardziej poruszyła ilość; w ciągu 25 lat wypił, jak sobie wyliczył, prawie 8 tys. butelek wódki, czyli 4 tys. litrów, a więc 20 dwustulitrowych beczek. Krzysztofa, 42 lata, elektromontera, fakt, że za pieniądze, które przepił, mógłby postawić dom, a tak muszą się gnieździć z żoną i synami u teściów. Zbyszka, 23-letniego studenta, przeraziły stracone lata; niby tylko sześć, ale praktycznie to całe jego dorosłe 55 lat, kucharka, która pierwszego dnia tłumaczyła, że przyszła tu, żeby nie wpaść w nałóg, bo zaczęła pić z żalu po śmierci męża dwa lata temu, a potem przyznała, że pije od 20 lat, najbardziej przeżyła pracę „Bilans: straty i zyski, jakie dał ci alkohol”. Zysków – zero, strat cała litania, łącznie z tą, że córka się wyprowadziła z domu i ona została sama. Rafał, chirurg, najsilniej przeżył pracę „20 najboleśniejszych konsekwencji picia”. – Wielokrotnie sprzeniewierzałem się podstawowej zasadzie lekarskiej: przede wszystkim nie szkodzić – głos grzęźnie mu w gardle. – Narażałem życie pacjentów. Jeszcze kilka lat temu sięgałem po literaturę fachową, ale po kilku kieliszkach nie rozumiałem, co czytam. Potem, nawet bez wódki. Miałem też kłopoty z koncentracją, pamięcią, werbalizacją myśli. Mózg przestawał pracować – ociera łzy. – O wszelkie niepowodzenia spowodowane moim piciem zacząłem obwiniać otoczenie.– U Rafała o podjęciu leczenia zadecydował strach przed głosami, które usłyszał, a więc przed chorobą psychiczną – analizuje Halinka. – Do tej pory przymus picia był dla ciebie silniejszy od strachu o utratę pracy czy rozpad rodziny. Choroba emocji Alkohol obniża w organizmie produkcję endorfin, neuroprzekaźników, które ułatwiają znoszenie bólu i cierpienia, a także pozwalają cieszyć się życiem. Alkohol stępia zdolność przeżywania uczuć, z czasem alkoholik zna tylko dwa stany: złości, gdy nie ma co wypić, i radości, gdy można się spokojnie napić. Dlatego pacjenci w Łukowie od początku są zobowiązani do prowadzenia „Dzienniczka uczuć”, w którym odnotowują, co czuli, gdy coś się wydarzyło. Dostają instrukcję, jak prowadzić takie zapiski, gdyż wszyscy mają trudności z nazywaniem uczuć. Początkowo więcej jest tam uczuć przykrych („Gdy usłyszałam od Zbyszka, że mam się za lepszą alkoholiczkę, poczułam złość i wściekłość”), z czasem przybywa pozytywnych („Kiedy odczytałem w grupie pracę o najboleśniejszych konsekwencjach mojego picia, poczułem ulgę i nadzieję”).Siedmiotygodniowa wstępna terapia w Łukowie pozwala alkoholikowi zobaczyć prawdę o swoim piciu i życiu, której dotąd nie przyjmował, ale zakłamywał; zobaczyć spustoszenia, jakie spowodowało picie w jego życiu. Uczy, jak przeżywać swoje uczucia na trzeźwo, bez chemii, jak je rozpoznawać, wytrzymywać i dawać im wyraz. Pomaga też – i o to głównie chodzi – zaakceptować chorobę, uznać, że nie potrafię pić w sposób kontrolowany. A jeśli tak, to muszę całkowicie zrezygnować z alkoholu. Pierwszy z 12 kroków wspólnoty Anonimowych Alkoholików (AA), z której dorobku korzysta tutejsza psychoterapia, brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. To jest najtrudniej zaakceptować, bo wymaga rozstania się z alkoholem, jedynym dotąd pocieszycielem.– Po miesiącu terapii moja głowa wiedziała, że nie potrafię kontrolować picia, że jestem bezsilna wobec alkoholu, ale nie widziałam siebie jako dozgonnej abstynentki – zwierza się ostatniego dnia Sylwia. Na początku rozumowała tak: skończyłam studia MBA, mam dobrą pracę, kupiłam mieszkanie. Być może przesadzałam czasem z alkoholem, ale to nie powód, żeby uznawać się za osobę uzależnioną. Pisane w Łukowie prace, a przede wszystkim zwroty, czyli wypowiedzi kolegów i koleżanek z grupy, zmusiły ją do trzeźwiejszego spojrzenia na to, co robiła, a co skrupulatnie od siebie odsuwała. Alkohol – żeby zasnąć, alkohol – żeby nie trzęsły się ręce, alkohol – żeby nie płakać, alkohol – żeby wyjść z dołka. Alkohol – żeby nie myśleć o tym, że coraz częściej budzi się w łóżku coraz to innego faceta, bez satysfakcji i nawet nie wie, jak on ma na imię. No i wreszcie ta impreza integracyjna, w czasie której na parkiecie, w tańcu, na oczach całej firmy zaczęła dobierać się szefowi do rozporka, a gdy uciekł, próbowała zrobić striptease. – Zaczęłam szukać winnych – mówi. – Pytałam na grupie: dlaczego moi znajomi, którzy piją więcej ode mnie, nie popadają w uzależnienie, a ja jestem alkoholiczką?W literaturze znalazła naukowe interpretacje mówiące, że to choroba wynikająca z połączenia trzech czynników: genów (zniekształconych chromosomów 13iY), predyspozycji psychicznych (braku wiary w siebie i nieumiejętności rozwiązywania trudnych problemów) oraz zwyczajów, środowiska i tradycji picia.– A co to za różnica: geny, predyspozycje psychiczne czy zwyczaje? – zapytał mnie wtedy nieoceniony Zbyszek. Nie kombinuj, radził, nie szukaj winnych, zajmij się skończył odwyk 3 tygodnie temu, pojechał do Lublina. Sylwia dzwoni do niego niemal codziennie (z własnej komórki można korzystać w godz. dzieli się swoimi problemami i dowiaduje, jak trzeźwieje się Zbyszkowi. Choroba oswajana Podczas terapii pacjent ma okazję wysłuchać wielu wykładów. Od informacyjnych po problemowe; „Nawroty choroby”, „Zanim pójdziesz do pracy”, „Jak sobie radzić z przykrymi emocjami”, „Alkohol i problemy seksualne”, „Jak pokochać siebie”. Bo konieczne odkrywanie prawdy o sobie boli i mocno zaniża czasu poświęca się nawrotom choroby: jak radzić sobie z głodem alkoholowym, co go wywołuje, jakie sygnały ostrzegają alkoholika, że ma ochotę się napić i jak sobie z tym radzić. Najczęściej doświadczanym objawem jest lęk, niepokój, rozdrażnienie, problemy z koncentracją uwagi, odejście od dotychczasowego rytmu dnia, oddalenie się od AA i terapii oraz powrót w stare miejsca związane z poprzednim stylem życia. Dowiaduje się też, jak odmawiać picia. Człowiek nieuzależniony mówi po prostu: dziękuję, nie piję, alkoholik ma z tym problem, zaczyna się pokrętnie tłumaczyć, co wprawia go w złość, powoduje napięcie, które – często przychodzi mu do głowy – można by rozładować sięgając po kieliszek. – Czasem po roku, czasem dopiero po dwóch latach alkoholik potrafi zwyczajnie, bez emocji powiedzieć: nie piję – mówi Halinka. Większość musi się też nauczyć nawiązywania rozmowy. Bez alkoholu, który dotąd dodawał odwagi i musi też ułożyć sobie plan dalszego zdrowienia. W oddziale zdobył wiedzę na temat choroby, teraz musi przemyśleć (i zapisać): jak zapełnić pustkę, jaka powstaje po odstawieniu alkoholu. Mitingi AA, udział w grupach dalszego zdrowienia, praca nad krokami AA. Pomocą może być sponsor, czyli starszy stażem trzeźwienia alkoholik, prowadzenie dzienniczka uczuć, co pozwala w porę dostrzec stany emocjonalne prowadzące do zapicia.– Żeby trzeźwieć, nie wystarczy nie pić, trzeba zmieniać swoje życie – twierdzi ksiądz Andrzej Kieliszek, który w łukowskim odwyku od kilkunastu lat prowadzi spotkania na temat duchowych aspektów zdrowienia. – Nie da się długo funkcjonować na dupościsku, jak to dosadnie nazywają anonimowi alkoholicy. Bez zmian abstynencja nie jest satysfakcjonująca i trudna do trzeba swoje pijane zachowania, od najprostszych, jak na przykład nierzucanie petów gdzie popadnie, po eliminowanie pijanego myślenia, na przykład obwiniania innych, czy żądań, by traktowano mnie niemal jak bohatera, bo przestałem pić. Trzeba też uwierzyć, że ktoś lub coś może mi pomóc. Ktoś – grupa AA, terapeuta, grupa terapeutyczna, sponsor – to jest do zaakceptowania. Coś, co w AA nazywają siłą wyższą, Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy – tego wielu nie odstawieniu alkoholu czasu jest w nadmiarze. Trzeba czymś zastąpić godziny organizowania alkoholu, picia, bełkotu długich pijanych dyskusji, kurowania się po piciu i obmyślania usprawiedliwień. Człowiek uzależniony po wyjściu z nałogu szuka jakiegoś zastępstwa. Zwielokrotnia ilość wypijanej kawy lub wypalanych papierosów. Może też popaść w inny nałóg: pracoholizmu, seksoholizmu, internetoholizmu, hazard, uzależnienie od ćwiczeń fizycznych, zakupów, odchudzania lub jedzenia słodyczy. Czasem stawia sobie nierealne zadania: za rok rozpoczynam budowę domu. W sytuacji, gdy nie ma pieniędzy ani nawet widoków na dobrą pracę.– Żeby zdrowieć – podpowiada Halinka – trzeba mieć kontakt z rzeczywistością, z sobą, ze swoimi uczuciami, nauczyć się je rozpoznawać. I mieć świadomość, że zmiany w naszym życiu nie nastąpią od zaraz, że to powolny proces. W AA mówią: daj czasowi czas. Choroba zmieniona Rafał, Ryszard, Karol, Sylwia i Krzysiek jutro opuszczają oddział. Zmienili się przez te siedem tygodni. Już się nie kulą, nie zamykają w sobie, nie gryzą nerwowo paznokci. Sylwia dawno wyskoczyła z kostiumu i chodzi w dżinsach i adidasach. Z AA-owskich powiedzeń najbardziej spodobało się jej to o ogonie: jeśli jedna osoba mówi ci, że masz ogon – możesz to puścić mimo uszu. Jeśli kilka osób mówi, że masz ogon – warto się obejrzeć za siebie. Dlatego Sylwia, jak planuje, będzie w Warszawie chodzić na grupy terapeutyczne. – Żeby tam nauczyć się mówić o swoich trudnościach, nauczyć się słuchać i słyszeć chirurg, z trudem próbuje się uśmiechać. – Zdobyłem tutaj wiedzę, jaka niestety nie jest przekazywana przyszłym lekarzom w uczelniach medycznych. Najtrudniej było mi przyjąć, że już nigdy nie będę mógł się oficer policji, odzyskał pewność siebie, zaczął dbać o zdrowie. Poprosił żonę, żeby zamówiła mu pierwszą od wielu lat wizytę u dentysty. – Będę wykonywał wszystkie zalecenia, chodził na mitingi, będę czytał literaturę. Wiem, że jeśli przestanę to robić, wcześniej czy później sięgnę po flaszkę, czyli – śmieje się – buty mi same skręcą do Karol, mechanik, twierdzi, że nic się nie zmieniło. – Nie zakładam, że nie będę pił. Ale już wiem, jak się bronić.– Badania wykazują, że po kompleksowej, a więc całodziennej 7–8-tygodniowej terapii oraz 12–24-miesięcznym programie after care trwałą abstynencję utrzymuje ok. 40 proc. pacjentów – twierdzi Jadwiga Fudała, kierowniczka działu lecznictwa odwykowego i programów medycznych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów przeszły bóle głowy. Czarną koszulkę z trupią czaszką zamienił na weselszą żółtą z napisem „Kurka Naturka”. Złagodniały mu rysy twarzy. – Wyzbyłem się złości, agresji – twierdzi. – Nauczyłem się prosić o pomoc i lepiej mi z tym. Jednak boi się wyjść z odwyku. Bo dokąd? Mieszkania nie ma, pracy nie ma. Chciałby zobaczyć się z żoną (– No tak – byłą żoną), dzieciakami. Bo one dotąd widywały go najczęściej, gdy był pijany. Ale co będzie, gdy zastuka do drzwi, otworzy mu była żona i powie: Sorry, Winetou, było, ale się zmyło? Korzystałem z książek: Anna Dodziuk „Trudna nadzieja”, PARPA; Terence T. Gorski, Merlene Miller „Jak wytrwać w trzeźwości?”, Wydawnictwo Instytutu Psychiatrii i Neurologii; Jean Kinney, Gwen Leafon „Zrozumieć alkohol”, PARPA.